Przemyślenia o życiu i ludziach

Litzmannstadt Getto 11 XII 1943
Czasem myślę, że życie jest ciemną drogą. Na tej drodze wśród cierni [??ludzi?] znajdują się inne kwiaty, delikatniejsze. Takie kwiaty nie mają specjalnego życia, cierpią przez ciernie. Czasem ciernie są zazdrosne o piękność tamtych kwiatów i dokuczają im więcej. A tamte kwiaty, albo same stają się cierniami, albo cierpiąc milczą i chodzą przez cierniową drogę. Nie zawsze się to im udaje, ale gdy [wytrwają?] ich szczęście zostaje powetowane. Zdaje mi się, że to rzadko zdarza, ale w każdym razie myślę, że każdy prawdziwy [str. 8b] Żyd dąży do celu, milcząc i cierpiąc zarazem. Poza tym myślę że, życie jest piękne i trudne, że żyć trzeba umieć. Godni zazdrości są ci ludzie, którzy cierpieli dużo i przeszli przez życie i wygrali walkę z życiem. Wiem Surciu tacy np. ludzie (np. gdy o takich czytam czy słyszę itp.) dodają mi otuchy, wtedy widzę że nie jestem ani jedna, ani pierwsza i mogę prędzej mieć nadzieję. Ale nie piszęo sobie. Wiesz, czasem gdy mi bardzo źle, podziwiam życie. Wtedy się zastanawiam. Przecież w tym samym czasie jedni płaczą, inni się śmieją, inni cierpią i t. d. W tym samym czasie jedni się rodzą, inni umierają, inni chorują itd. Ci którzy się rodzą, podrastają, dojrzewają żeby znowu żyć i cierpieć. Jednak wszyscy chcą żyć, rwą się do życia i zawsze, (czasem może podświadomie) człowiek żyjący ma nadzieją i mimo to że Życie jest trudne jest piękne. Życie ma dziwny czas i urok. (Ale powiem Ci prawdę że teraz mi się w ogóle nie chce żyć, nie mam po prostu sił, zaraz się położę spać i nie chce mi się już w ogóle wstać). Ach, Surciu gdybym doprawdy mogła nie wstać!

Litzmannstadt Getto18 XII 1943
Ach, mam tyle do napisania…
Czuję doprawdy taką potrzebę nauki… Tak mi trudno z moim życiem wewnętrznym… I tak samo Chajusia jak i Surcia na końcu powtarzają „głowa do góry”, a głowa tak jakoś opada… i tak trudno ją podnieść… Wciąż ten trud i trud… Z trudem idzie w parze smutek… Ach, teraz dopiero zdaję sobie sprawę z tego ile myślałam i zastanawiałam się o życiu. Właśnie z Surci pamiętnika czytałam o życiu. Surcia dodała, że to co ja napisałam stoi o „całe sto procent” wyżej od tego co ona napisała… Więc Surcia pisała: „A może byłoby lepiej gdyby ludzie żyli wiecznie?” i odpowiedź „ Wtedy ludzie nie byliby wiedzieli jakie dobro ich otacza”. A ja jeszcze dodam: „Życie takie szybko by się znudziło. Ludzie by wciąż żyli, nie baliby się śmierci, w ogóle nie byłoby na świecie porządku, a zdaje mi się, że także zabrakłoby miejsca, bo gdzieżby świat pomieścił tyle ludzi? Ale tak nie jest i zbytecznym jest analizowanie tego… Ile razy wymawiam to słowo „Życie”, czuję, jakbym stała przed jakąś potęga, jakimś ogromem. Ach, cóż znaczą słowa ludzkie? Jak mało one wyrażają. Napisałam tu całą stronę, lecz nawet najmniejszej części nie napisałam z tego co czuję. To nie jest łatwe i dlatego może, że gdy się raz udaje, jest to piękne. Ach, trud i piękno… [str. 10b] Czy to ze sobą harmonizuje? Chyba tak. Bo jeżeli tam jest to musi także harmonizować …

Litzmannstadt Getto 23 XII 1943
Pomyślałam: wiem, że teraz gdy chcę umrzeć nie umrę, lecz umrę wtedy, gdy bardzo będę chciała żyć, gdy będę miała po co żyć. I po co jest potrzebne takie życie? Czyż nie lepiej umrzeć wtedy, gdy się nie ma po co żyć, nie wtedy, gdy się chce żyć? Lecz te pytanie zostały bez odpowiedzi. I poczułam konieczną potrzebę pomówienia z Surcią powiedzenia jej, że nic nie wiem, nic nie umiem, nic nie rozumiem… Teraz już nie czuję, że mało umiem, czy rozumiem, ale nic po prostu nic. (…) Czasem zastanawiam się na czym polega szczęście ludzkie. Szczęście[1] jest wtedy wielkie, gdy się o nim wie. Gdy się w nim nie zapomina o niczym innym. Ach, mnie do szczęścia tyle brakuje… Ale po co ja to wszystko piszę? Czy nie mogę się bez tego obejść. Ach, nudzi mnie to… Wczoraj w nocy pomyślałam: dobrze jest takiemu, który jest nieświadomy, ale to zupełnie nieświadomy, który jest dzieckiem, ale źle jest takiemu, który jest świadomy swej nieświadomości… Ja właśnie należę do takiego gatunku ludzi… Mnie jest źle. I jeszcze gorzej, że nie znajduję żadnej rady, że nie wiem co począć… I wciąż, i wciąż to samo…

Litzmannstadt Getto 7 I 1944
Wczoraj (tak jakoś przy obieraniu kartofli) nie wiem jak to się stało, dość że zastanowiłam się nad „żebrakiem”, w getto nie ma żebraków[2] , ale przed wojną przecież byli i nawet bardzo w dużej ilości… Czy oni doprawdy musieli żebrać? Czy doprawdy nie mogli inaczej zarabiać na życie? (Czy musieli żebrać życie?). To takie poniżające! Ach, szkoda, że przed wojną tak niewiele rozumiałam! Może byłoby mi teraz łatwiej!… Ale cóż? Odbiegam [str. 15b] od tematu… Więc, czy pośród nich doprawdy nie było zaradniejszych? Czy byli tam sami chorzy? Niezdolni do niczego? Nie wierzę! Zresztą i o tym czytałam. Przypuszczam, że to byli ludzie skromni (nie wszyscy naturalnie), którzy nie umieli się pchać… i sami zostali wypchani (nie z trocin). Cicho cierpieli… i niestety rzadko udawało się im przechodzić przez życie, nie zdołali udźwignąć tego ciężaru „życie”. Ale żyć chcieli, o wiem to doskonale, czuję to, bo nawet ludzie w więzieniu dożywotnim chcą żyć… a nuż? I oni (jeżeli dopięli do celu) byli bohaterami, bo cóż? Ci którzy się wygodnie wypychali w taksówkach, którzy mieli zewsząd wygód pod dostatkiem, którzy nie musieli myśleć jak zdobyć kawałek chleba, ci rzekomi wybrańcy losu, ci, moim zdaniem, są nieszczęśliwcami, ani nie zaznali walki z życiem, oni nie wiedzą po prostu co to życie!… Ach, nie wiedzieć co to życie? Nie mogę tego pojąć, aby człowiek był nieświadomy swego życia, swego jestestwa? I taki jest świat. Jedni niby to szczęśliwi, są z gruntu rzeczy nieszczęśliwcami, bo nawet nie wiedzą, co to jest prawdziwe życie, a drudzy niby nieszczęśliwi (nie znaczy, że szczęście im sprzyja) są właśnie tymi szczęśliwcami naturalnymi, ale… wszystko powinno mieć swoje granice, więc ich walka z życiem, ich niewygoda i trud także się powinny skończyć, tylko… że ci ludzie powinni wiedzieć, że jeżeli nawet dla nich się trud skończył, to nie znaczy to, że już trud nie istnieje, przeciwnie, oni powinni być świadomi swego szczęścia, a to jest bardzo trudne i niestety rzadko się udaje. To jest bardzo trudne…

Litzmannstadt Getto 26 I 1944
Z listu do Surci:Prosiłaś mnie w tamtym liście, abym Ci napisała co uważam za szczęście. Więc moim zdaniem szczęśliwy jest ten, który może się podnieść i wtedy jest jeszcze szczęśliwszy, bo pierw upadł i może swe szczęście ocenić! Ale szczęście bywa także w innym znaczeniu np. spokój ducha, ulga itp., ale największe jest wtedy, gdy człowiek o nim wie, gdy go może ocenić. Np. dla mnie byłoby wielkim szczęściem ciepło… i nawet najcięższa praca, o ile bym wiedziała, że robię ją dla kogoś mi bliskiego, byłaby mi osłodą i szczęściem. Już się o tym przekonałam, wtedy gdy mamusia była chora, wtedy byłam przecież o wiele młodsza i sama wszystko robiłam, a jednak tak mi było słodko… tak dobrze!… Wiedziałam, że mamusia ma z tego zadowolenie i to mi dodawało sił. Nikt o tym nie wiedział, to jeszcze dotychczas [str. 21a] jest moje osobiste… Prawda, miałam nawet okropne chwile, ale wiedziałam, że się na nikogo nie mogę polegać, zresztą miałam także Abramka…ach, Surciu, mówię Ci to było dziecko!.. nie możesz sobie w ogóle wyobrazić… I wspólnymi siłami mogliśmy się dźwignąć… A teraz?… Nic dziwnego, że mi tak trudno… I powiem Ci jeszcze coś, dotychczas gdy mi pisałaś, że Estusia jest ze mnie zadowolona i żeby to było mi pociechą, starałam się, żeby rzeczywiście tak było, lecz w żaden sposób nie mogło się tak stać, a teraz gdy mi powiedziałaś, że ona tak tylko mówi, odczułam (dawniej tylko rozumiałam), że Ty doprawdy mnie rozumiesz i … zawsze jesteś ze mną i Ty mi zawsze pomagasz!
No serwus kochana! Twoja Rywcia!
Do Surci piszę takie listy, które mogą śmiało być moim pamiętnikiem…

Litzmannstadt Getto 17 II 1944
Właśnie chcę wzajemności!… Tylko wzajemności!… Raz ty mi dajesz, drugi raz ja tobie… i na przemian… Tak powinno być, ale że tak nie zawsze jest, a raczej jest bardzo rzadko, więc my, my przynajmniej chciejmy to (brak mi wyrażenia) i nie wymagajmy od kogoś tej wzajemności, lecz od siebie jej wymagajmy, od siebie!… I w miarę możności starajmy się ją oddawać i to temu, kto na to zasłużył, zarazem, przy okazji można się wiele nauczyć i dowiedzieć o sobie. Moim zadaniem prawdziwa wzajemność nie polega na tym, żeby, bo ty mi coś zrobiłaś, dlatego ja jestem zobowiązana od razu ci się odwzajemnić, albo jeżeli ja tobie coś robię to dlatego i nawet z pożądaniem odwzajemnienia. Nie! Moim zdaniem wzajemność powinna być bezinteresowna! Bo przy tym żadnych rachunków prowadzić nie będę, a odwzajemnię się, lub już lepiej odwdzięczę się wtedy, gdy doprawdy będę mogła i gdy to będzie z szczerego serca… I o tą wzajemność mi chodzi!… I właśnie z Surcią… Nawzajem, nawzajem!…

Litzmannstadt Getto 27 II 1944
Przedtem na ulicy zastanowiłam się, dlaczego człowiek jest wiecznie niezadowolony i wciąż chce więcej i więcej … Ciągle wymaga…. Np. gdy stoi na niskim poziomie, chce być na wyższym …. gdy stoi na wyższym chce być na jeszcze wyższym itd. Ma to jak i wszystkie inne rzeczy swoje pozytywne i negatywne strony…. Jeżeli człowiek się wspina coraz wyżej i wyżej i chce się wciąż czegoś nowego dowiedzieć, chce stać wciąż na wyższym poziomie itp. i to wtedy to jest pozytywne…… ale.. granice!… (Nie wiem czy to się nadaje do pamiętnika) Ale np. w porównaniu, pokazuje się psu jeden palec, to już chce całą rękę…. Są tacy ludzie, że jeżeli dopuszcza się ich do czegoś to oni już chcą więcej i więcej… (Ach, już nie wiem czy mi o to chodzi)…. Człowiek, ale w pełnym znaczeniu tego słowa, powinien zawsze i wszędzie o wszystkim pamiętać…. a jest on taki ograniczony!… o czym powinienem akurat pamiętać o tym jakby na złość nie pamięta. E, nie mogę tego wcale napisać, bo wciąż mi się nasuwają świeże i świeże myśli i tak chaotycznie… Ach, żebym już to wszystko mogła jakoś uformować!
(…) I cóż ja mogę zrobić, ja mały, jeden z najmniejszych prochów na ziemi… Cóż ja w ogóle znaczę?… Coż ja znaczę (już nie powiem wobec Boga) ale wobec żyjących na ziemi… Coż ja w ogóle znaczę? I jakie znaczenie ma moje życie? Ach, te pytania!… Wiem przecież, że na dalszych i na dużo działać nie mogę, ale na bliskich przecież mogę trochę… muszę… nie wolno przecież założyć ręce i nic nie ro-bić…
Ach, gdybym tylko tyle mogła ile chcę!… Boże! tak mi jest czegoś smutno, tak mi czegoś żal… tak tęskno!… i ciasno!… Ach, Boże Ty mi dopomóż! Dopomóż mi!…

Litzmannstadt Getto 1 III 1944
Do kogo tak wzdycham?… No, do czego?… Czego mi tak żal?… Co mnie dławi?… Boże co mi jest?… Ach, coś mi tak niewyraźnie… Myśli, uczucia, uczynki… tak się wszystko plącze… tak zwija… I co z tego wyniknie?… Ach, ty nędzny, głupi, ograniczony człowieku… nic nie wiesz, na najgłupsze pytania odpowiedzi nie umiesz!… Ograniczony człowieku!… Tak, jeżeli człowiek wie to, to już tamto, albo wcale nie wie, albo mało… Może wiedzieć więcej lub mniej, ale nawet to najwięcej u człowieka jest przecież tak marne w po-równaniu (absurd: w porównaniu) z nawet najmniejszą drobnostką Wszechwładnego… No, kto znów myśli o porównaniu… Ale to przecież wcale nie znaczy, że my nędzni ludzie nie powinniśmy chcieć wiedzieć i umieć i czynić dobro jak najwięcej… jeden w tym kierunku, drugi w innym i obiektywnie patrząc stworzymy (a raczej stwarzamy) całość… Jesteśmy tak jakby każdy człowiek jest maleńką śrubką w tej wielkości, którą jest nasz najdroższy i najmądrzejszy Bóg! Każda śrubka ciągnie w innym kierunku, każda ma inny kształt, jedna jest wypukła, druga wklęsła itd., itd. …
Jeden człowiek jest lepszy, drugi gorszy… ale razem … razem tworzą jedną, wielką i cudowną całość… Dlatego też nie należy potępiać nawet złych ludzi (to brzmi jak frazes) bo i oni są potrzebni i oni są niezbędni dla całości… Taki już jest świat. Tak już został stworzony… Wiadomo przecież, że życie jest trudne i że żyć trzeba umieć… Rozumiem, pojmuję to… I trudno mi… ach, jak trudno!… Im więcej poznaję ludzi, tym więcej żal mi ich. Ach, gdybym im mogła dopomóc!… Ale sama potrzebuję pomocy… Ja coś dziś jestem zupełnie zwariowana.

Litzmannstadt Getto 29 III 1944
Gdy ogrania mnie to uczucie, chciałbym żeby było tak dobrze, tak ciepło, ogarnia mnie wtedy taka tkliwość, że aż… że aż, płakać mi się chce! (Niestety to zostaje zduszone, bo nie płaczę, bo zduszam płacz). Wtedy chciałabym cały świat ogarnąć, przytulić, ogrzać. Wtedy wcale nie zazdroszczę tym, którym jest dobrze, ale żal mi jest tych, którzy cierpią, ach wtedy zupełnie zapominam o sobie, jakbym w ogóle nie istniała, wtedy chciałabym tyle, tyle zrobić dla świata, bo widzę wiele, bardzo dużo[3] braków jest i tak mi jest czegoś żal, że po prostu miejsca sobie znaleźć nie mogę. A gdy sobie uświadamiam, że przecież wobec świata nic nie znaczę, prochem marnym tylko jestem, że przecież nic, w ogóle nic zrobić nie mogę, wtedy jest mi jeszcze gorzej, wtedy jest mi tak ciasno, tak okropnie ciasno, że rady sobie dać nie mogę… Tylko wtedy, żeby sobie dodać siły, mówię sobie: „Przecież ostatecznie jestem jeszcze młoda, bardzo młoda, a co jeszcze się może stać?”… Ale czas ucieka… Już piąty rok wojny… Czasem zadaję sobie pytanie, co to mnie w ogóle wszystko obchodzi, po co się tym wszystkim interesuję i tak nic nie zrobię, ale zawsze jest jakiś głos, który szepcze: a jednak! I on zawsze zwycięża. I znowu o tym myślę, to tak może się wydać, że ja niby troskam się o świat. To trochę głupio brzmi. Ale tak jednak jest. Nie mogę zaznać spokoju, bo ciągle się obawiam tego, tamtego. Chociaż nawet tamci są ode mnie o wiele silniejsi i wcale się nad tym nie zastanawiają, nie wiem, coś taka dziwna natura we mnie. Ale najczęściej (co to jest podświadome. Teraz już o tym wiem, ale gdy o tym myślę chyba nie wiem) jest tak, że chciałabym [str. 53a] cały świat otulić, (każdy sądzi podług siebie) dać mu to, czego mu brak (chociaż on tej potrzeby wcale nie czuje, ale tym niemniej potrzebuje). Jedyne co mi trochę dodaje sił jest to (jak już wspomniałam) nadzieja, że przecież zawsze tak nie będzie i teraz jestem młoda, a mnie kiedyś, może jeszcze kiedyś coś jeszcze ze mnie będzie i wtedy będę mogła coś zrobić. Muszę przecież mieć nadzieję. Dlatego jestem Żydówką, ażeby wierzyć i mieć nadzieję. Mam nadzieję, że ta „nadzieja” jest
oparta na silnym fundamencie. Boże przyspiesz już ten czas. (Jaki czas?)

 

 

Przypisy autorstwa Ewy Wiatr pochodzą z pierwszego polskiego wydania pamiętnika pt. „Dziennik z getta łódzkiego” wydanego nakładem wydawnictwa Austeria.
[1]W oryginale skreślone: polega na tym, aby.
[2]W swojej obserwacji Rywka nie uwzględnia faktu, że w akcjach deportacyjnych z wiosny 1942 roku oraz podczas pamiętnej Wielkiej Szpery chorzy i niepracujacy zostali wysiedleni do ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem.
[3]W oryginale skreślone słowo: zrobić.